My i nasze marzenia
osiadłe jak pyłki na ziemi...
Sami tak niewiele możemy...
Lecz z pyłu Bóg stworzył świat
Nadał mu sens i formę.
Wyjdźmy, więc na wiatr
by nas porwał i poniósł
tam, gdzie On zechce
i w zaufaniu oddajmy się Mu
w Jego twórcze ręce...

Jacek Ryng

Przez kilkanaście lat nie było przy mnie nikogo, kogo mógłbym nazwać przyjacielem lub kolegą... W tamtym czasie jednymi z nielicznych osób, które mnie odwiedzały, były moje nauczycielki. To właśnie one zapoznały mnie z klerykiem - Jurkiem, który po święceniach kapłańskich, odprawił w moim pokoju, Mszę Św. - prymicyjną.

Był to przełomowy punkt w moim życiu. Tego, bowiem dnia sam Pan Jezus uobecnił się w moim pokoju. Gdy przyjąłem Go w Komunii Św., pod dwiema postaciami, z moich oczu popłynęły łzy radości i wzruszenia. Doświadczyłem wówczas tak niesamowitej i wszechogarniającej Miłości Boga, że myślę, iż właśnie w niebie jest tak dobrze jak było mi wtedy i niejednokrotnie jest nadal, gdy spotykam się z Panem Jezusem w Eucharystii.

Ta Msza Św. pozwoliła mi uwierzyć, że skoro sam Bóg chce być ze mną, to moje życie musi mieć sens i znaczenie... być może także dla innych ludzi... Jednocześnie zrozumiałem, że bardziej istotne od tego, co nas dotyka, jest nasze nastawienie do tych doświadczeń, a ich przeżywanie uwarunkowane jest wartościami, które są dla nas najważniejsze i które określają sens oraz cel istnienia.

Właśnie taka jest moja Wiara, która nie polega na ślepym oczekiwaniu tego, co według mnie byłoby dobre, lecz musi z niej wypływać ufna pewność, że cokolwiek stałoby się z woli Boga, jest zawsze dobre, bo ma swoje głębsze uzasadnienie...

Ta Msza Św. uobecniła Jezusa w moim pokoju

Przyjaciela mam, co pociesza mnie,
Gdy o Jego ramię oprę się,
W Nim nadzieję mam, uleciał strach,
On najbliżej jest, zawsze troszczy się.
Królów Król, Pan i Bóg,
Królów Król, z nami Bóg,
Jezus... Jezus... Jezus... Jezus...

Przykładem są tutaj moje okulary. Po ludzku jest to zło, bo przecież ograniczają widzenie, ciążą, przeszkadzają. Mógłbym, więc prosić Boga, aby uzdrowił mój wzrok. On jednak dał mi te okulary, aby uczynić znacznie większe dobro, by uratować moje oko, a nawet życie...

Było to wtedy, gdy wracałem, pociągiem, z moją koleżanką z obozu nad morzem. Leżałem wówczas, w przedziale, w poprzek siedzenia, ponad którym jest półka. Znajdowała się na niej, przeciwsłoneczna parasolka z ostrym szpicem... W pewnym momencie parasolka spadła prosto na moje oko... Prawdziwym cudem było to, iż szkło w okularach nie pękło. Szpic parasolki ześlizgnął się po szkle i jedynie przeciął mi skórę na nosie.

Nie trudno wyobrazić sobie, co stałoby się bez okularów - rozbite oko, uszkodzony mózg... Myślę, że to doświadczenie jest dowodem na to, że Bóg wie, co robi. Aby jednak Bóg mógł czynić dobro, nawet poprzez moją niepełnosprawność, najpierw sam musiałem ją przyjąć, pogodzić się z nią, musiałem Mu zaufać...

Dopóki brakowało mi tego powiedzenia "TAK", to żyłem w ciągłym rozdarciu, pomiędzy walką z tym, co zostało mi dane, a możliwie najbardziej pełnym i aktywnym życiem, w tym stanie, w jakim jestem.

Szczególnie w świetle wiary zrozumiałem, że gdy Jezus uzdrawiał, rozmnażał chleb, to szły za Nim tłumy, lecz czy oni byli Jego przyjaciółmi? Czy wykorzystywali jedynie to, że mógł im się jakoś przydać? Natomiast na Drodze Krzyżowej prawie wszyscy Go opuścili... Pozostali przy Nim tylko ci, którzy potrafili prawdziwie kochać.
To dało mi nadzieję, że być może również ja spotkam takich ludzi, dla których niepełnosprawność nie jest okropieństwem, od którego się ucieka, lecz widzą w niej wyzwanie, aby wzrastać ponad to wszystko, co powierzchowne, złudne, przemijające...

Myślę, że sens, a nawet piękno życia polega właśnie na tym, że nie przechodzi się przez nie, jak przez płaską, monotonną dolinę, lecz jest to niezwykły górski szlak. Bywa, że czasem napotykamy strome wzniesienie, które jest zbyt trudne, aby pokonać je samotnie. Natomiast idąc wraz z Bogiem - obecnym także w Przyjaciołach, można wciąż przekraczać granice własnych obaw i słabości, bo tylko wtedy można wzrastać w Wierze, Nadziei i Miłości...

Warto, więc spotykać przyjaciół w rzeczywistości, aby w naszym życiu mniej było samotności, a więcej radości:)

Dodaj komentarz

Komentarze  
+1 #9 Anna 2016-01-14 12:55
Opowieść o okularach jest niezwykła.
Masz w sobie wiele miłości, pokory, wiary.
Jesteś silnym człowiekiem.

Pozdrawiam Cię.
Cytować
+1 #8 Ilona 2013-12-29 21:02
Radość i nadzieję jaką dajesz innym jest prawdziwą troską, Bożą troską o drugiego człowieka. Dajesz prawdziwe świadectwo swoim życiem, swoją postawą a przede wszystkim jestem wsparciem dla wielu innych, nie tylko niepełnosprawnych, Bóg zapłać i serdecznie Cię pozdrawiam .
Cytować
+2 #7 michalina 2012-10-19 20:28
Ja też przeżyłam w swoim życiu wiele trudnych chwil. Moi rodzice nie są razem ostatnio pokłóciłam się troszkę z tatą ale rok dokładnie rok temu zachorowałam na zespół guliana barre (czyt. dżuliana bare) było mi ciężko. Ale gdy wróciłam do domu miałam mieć rehabilitacje. Na początku troszkę się bałam ale rehabilitant okazał się bardzo fajny zabawny i miły. Więc moja choroba okazała się super!! Na początku było trudno ale przyzwyczaiłam się do siebie. :D
Cytować
+1 #6 dorota 2012-09-22 22:15
Chyba lza mi stoczyla na policzek, jak sie zaglebilam w glebie tej strony. Jak wiele musze przewartosciowac w moim zyciu, jak wiele dobrego musze jeszcze zrobic, aby osiagnac pewien spokoj ducha. Wysoki poziom, bardzo wysoki poziom, ktoremu musze sprostac, dodaje mi sil do walki o lepsze jutro. O lepsze jutro dla kazdego czlowieka, poniewaz zyjac w spoleczenstwie skladajacym sie z lepszych ludzi /mysle o osobowosciach/ pietnuje nasza wlasna mentalosc. Mysle, ze kazdy czlowiek ma prawo do samorozwoju dane od Boga, ale czy umie z tego skorzystac?
Cytować
+1 #5 Mariusz 2012-02-06 14:50
Poruszyl mnie ten wpis, bo przypomnial, że to co proste, czasem wrecz dziecinnie może być tak trudno zrozumieć i wylapać tego sens w plynącym codziennym życiu. Pozdrawiam serdecznie
Cytować