Wiele mógłbym napisać o tych wszystkich przeżyciach, doświadczeniach, spotkaniach, którymi wypełnione były Światowe Dni Młodzieży w Krakowie.
W mojej pamięci pozostała zwłaszcza ta niezwykła wzajemna życzliwość i radość, która dawała poczucie, że wówczas Niebo przytuliło Kraków.
Podzielę się tylko kilkoma wspomnieniami, które są takimi wyjątkowymi "uśmiechami Pana Boga".

Niejednokrotnie bywa tak, że gdy ma wydarzyć się coś dobrego, to nie obędzie się też bez trudności.
Już pierwszego dnia zauważyłem, że w jednym kole brakuje powietrza. Na szczęście miałem przy sobie pompkę i dziewczyny, które mi towarzyszyły próbowały napompować koło. Nie bardzo im to szło, ale przechodziła akurat grupa Brazylijczyków. Poprosiłem, więc jednego chłopaka o pomoc. Zrobił to szybko i bezproblemowo, a przy okazji nawiązaliśmy pierwsze międzynarodowe kontakty. Spotkanie było międzynarodową korzyścią, gdyż pomogliśmy im w odnalezieniu drogi na kwaterę.

Niestety, po przejechaniu kilkudziesięciu metrów okazało się, iż powietrze uchodzi, więc była to jednak poważniejsza sprawa - nieodzowna była zmiana dętki.
Pomyślałem sobie, że musi się wydarzyć wiele dobra, skoro "przeciwnik" nie próżnuje. Na szczęście Beata, u której nocowaliśmy, przypomniała sobie, że w pobliżu jest warsztat naprawy rowerów. Wystarczyło, więc podjechać kilkanaście metrów, by bardzo życzliwy fachowiec rozwiązał nasze problemy.

W końcu mogliśmy dotrzeć do centrum Krakowa i uczestniczyć w licznych imprezach. Było ich wiele w każdym miejscu.
Szczególne wrażenie wywarł na mnie występ Zespołu Pieśni i Tańca Mazowsze.

Były również miejsca, w których wszyscy potrafili zachować ciszę. Taki czas wyciszenia, podczas adoracji Najświętszego Sakramentu, był niezwykle cenny, aby spotkać się z Panem Jezusem, który zaprosił nas tam wszystkich i ofiarował nam ten piękny czas.

Wieczorem czekałem na krakowskim rynku na koleżankę. Wtem podeszło do mnie dwóch mężczyzn w białych koszulach i czarnych spodniach. Zaczęli witać mnie słowami; "Cześć Jacek, fajnie, że tu jesteś". Zacząłem się zastanawiać skąd ich znam?
Jeden z nich zapytał się: "Jacek poznajesz mnie?" Wspiąłem się na wyżyny mojej dedukcji i zaczęło mnie oświecać, że to jacyś kapłani z moich okolic. Tak też im odpowiedziałem.
Wtedy pierwszy przedstawił się - biskup Stobrawa i dodał, że jest z nim biskup Pierskała.
Trochę głupio mi się zrobiło, że nie poznałem biskupów z mojej diecezji! Starałem się wytłumaczyć, że zazwyczaj widuję ich w strojach liturgicznych, w których wyglądają trochę inaczej. Gdy odchodzili poprosiłem o błogosławieństwo.
Z perspektywy pocieszam się tym, że nawet apostołowie nie poznali Jezusa na drodze do Emaus :)

Żal było wczesną porą wracać na nocleg, więc do późna krążyliśmy po Krakowie, podziwiając jego nocne uroki.

Tak się przechadzając, gdzieś z boku usłyszałem: "Część Jacek!" Czyżby do mnie? Poprosiłem koleżankę, aby zawróciła. Rozglądam się i spostrzegam grupkę młodzieży z mojej parafii :)

Trochę przerażała perspektywa czekania w długich kolejkach za jedzonkiem. Jednak Opatrznosc poprowadziła nas w pewną uliczkę, gdzie czekała na nas prawie pusta restauracja, w której było wyjątkowo tanio, a jak się później okazało, także smacznie.


Niezwykłe było również to że gdy wchodziliśmy do tej restauracji, to zaczynał padać deszcz, a gdy wychodziliśmy to zaczynało się rozpogadzać :)

Wracaliśmy późnym wieczorem tramwajem, dodatkowo była jakaś awaria i staliśmy ponad godzinę w jednym miejscu. Naprzeciwko mnie siedziało dwóch czarnoskórych panów. Z początku myślałem, że zagadam coś do nich, ale byłem tak zmęczony, że nie bardzo mi się chciało.
Wtem weszła jakaś śliczna blondyna i stanęła obok mnie. Popatrzyłem na nią i pomyślałem "no dobrze, przynajmniej zapytam - Where are you from? (Skąd jesteś?)". Odpowiedziała po angielsku, że jest z Francji. Zacząłem z nią dłużej rozmawiać i opowiadała między innymi o sytuacji katolików we Francji, o swojej rodzinie, wspólnocie itp.
Miała jednak duże problemy z wysławianiem się po angielsku i w pewnym momencie jeden z Afrykańczyków zaproponował pomoc, bo znał francuski i angielski. Okazało się, że obaj są kapłanami z Nigerii. Zaczęły się rozmówki polsko-angielsko-francuskie:-)
W pewnym momencie Nigeryjczyk zapytał Francuski czy zna kogoś z Nigerii? Odpowiedziała, że z tego kraju pochodzi jej dobry przyjaciel, który we Francji studiuje na seminarium. Trochę porozmawiali między sobą i okazało się, że jej przyjacielem jest brat naszego nigeryjskiego tłumacza:)
Wystarczyło troszkę się wysilić, zagadać do ładnej dziewczyny, aby okazało się, że są tu sami swoi :)
Następnego dnia chcieliśmy nieco odpocząć. Poszliśmy, więc do pobliskiego Kościoła Św. Br Alberta, w Hucie. Było tam również nabożeństwo z charyzmatycznym O. Antonello.
Na zakończenie uczestnicy zostali podzieleni na grupki, w których mogli wzajemnie pomodlić się za siebie. W mojej grupce pewna kobieta upewniła się czy jestem Jackiem - znajomym z Internetu? Okazało się że jest to Mirka z Niemiec. Wielokrotnie pisała do mnie, chciałby kiedyś pomodlić się razem ze mną :)

Innego dnia spotkałem przyjaciółkę z dawnych czasów, która obecnie mieszka w Hiszpanii. W minionych latach wiele razem przeżyliśmy m.in. Pielgrzymkę do Asyżu. Teraz Dobrawa przyjechała z grupą Hiszpanów, na czele z świeżo zaręczonym narzeczonym :)
Praktycznie każdego dnia doświadczyłem niesamowitego działania Opatrzności. Szczególnym tego wyrazem był dojazd na Mszę Św. kończącą ŚDM do Kampusu Miłosierdzia w Brzegach
Pojechaliśmy z kolegą samochodem z nadzieją, że dojedziemy prawie pod sektor. Okazało się, że wyjechaliśmy zbyt późno i już drogi były pozamykane. Policja poprosiła nas o pozostawienie samochodu na pobliskiej łące skąd do celu były jeszcze hektary. Na piechotę nie było szans, aby zdążyć.
Gdy Paweł wypakował mnie z samochodu na wózek, podbiegł do nas pewien policjant i zaproponował, że jakiś bus może nas zawieść na miejsce;)
Pan kierowca był niesamowitym człowiekiem od 2 w nocy woluntarystycznie przewoził uczestników na miejsce. Widać było, że jest już zmęczony i mówił, że raczej nie będzie przewoził z powrotem, bo musi się przespać... Roztropnie jednak zapisaliśmy jego numer telefonu.

Po Mszy Św. spytałem Pawła, czy w ogólne wie gdzie pozostawiliśmy samochód? Okazało się, że nie bardzo... Wszak powadził GPS, a zabrał nas bus.
Zaczęliśmy, więc wracać tak jak prowadziła droga. Coraz bardziej jednak niepokoiła potężna chmura burzowa, która szybko nas doganiała. Gdy doszliśmy do rozgałęzienia i nie bardzo było wiadomo, w którym kierunku pójść to zaczął kropić deszcz.
Spróbowaliśmy, więc zadzwonić do kierowcy busa i okazało się, że stał tuż przy rozgałęzieniu do którego doszliśmy :)
Deszcz się nasilał, więc szybko wsiedliśmy i wówczas lunęło jak przy oberwaniu chmury. Kierowca busa wiedział skąd nas zabrał, więc zawiózł nas pod sam samochód. A gdy dojechaliśmy na miejsce... zaczęło wychodzić słońce;)

Zwłaszcza to ostatnie doświadczenie, jest dla mnie przykładem, że w sytuacji, gdy zrobiłem wszystko, co mogłem i wydaje się, że "zacznę tonąć", to Bóg zsyła Anioła, który pomaga.
W życiu codziennym, niejednokrotnie jestem w sytuacjach, gdy czuję się jak Św. Piotr kroczący po jeziorze, któremu mogła pomóc jedynie pomocna dłoń.
Pozostaje mi, więc mieć nadzieję, że wśród ludzi znajdują się takie Anioły, które pomogą, gdy już dojdę do kresu moich możliwości...