Szukałem Sensu Życia
lecz ciągle był gdzieś obok...
bo patrzyłem na siebie...
Spojrzałem na drugiego człowieka
i sens życia przemknął mi przed oczami
ale odszedł wraz z tym człowiekiem...
Popatrzyłem oczami wiary na Jezusa
i On pokazał mi życia sens,
w jasnym płomieniu wypalania siebie
by dawać ciepło innym...
Jacek Ryng
Z czasem zacząłem dzielić się moimi doświadczeniami i przemyśleniami publikując artykuły na łamach czasopism. Niejednokrotnie odpisywały osoby, które pomimo pełnej sprawności fizycznej zagubiły wiarę w wartość swojego życia...
Niezwykle cieszyło mnie to, że czasem po paru listach, czy też spotkaniu rozkwitały w nich radość, piękno i sens życia. Ja mogłem ofiarować im zrozumienie, akceptację, rozmowy, wspólne spacery, czy też sposobność do odkrywania w sobie nowych możliwości. To jednak dawało im poczucie, iż są komuś potrzebne, że potrafią czynić dobro i doceniały w sobie to, co mają i mogą...
Jedna studentka po kilkudniowym pobycie u mnie, napisała:
Radość, jaką masz w sobie - taką prawdziwą i głęboką - jest dla mnie nieustannym przykładem, jak żyć. Jeśli dziś jestem inna, lepsza - to dzięki tobie. Ktoś kiedyś powiedział, że przykłady pociągają i patrząc na Ciebie wciąż tak wiele się uczę. Odkrywam to prawdziwe piękno życia...
Oczywiście, nie można mieć wątpliwości, że możliwość chodzenia, niezależności, swobody, jest bezcennym i pięknym skarbem, lecz czy to jest najważniejsze...? Nie brakuje przecież ludzi sprawnych, którzy na pozór mają wszystko, a nie czują się szczęśliwi; tracą sens swojego życia, a nawet popełniają samobójstwa...
W moim przekonaniu źródłem sensu, piękna i radości życia jest jedynie to jak wiele Miłości ofiarujemy i otrzymamy. Sprawność fizyczna jest jedynie środkiem, który ułatwia dawanie siebie dla dobra drugiego człowieka; jest swego rodzaju ewangelicznym talentem, który można zainwestować, lub zmarnować...
Pewnego razu przyglądałem się płonącym w ognisku gałęziom. Pomyślałem wówczas, że być może właśnie ja mam być taką gałązką? Nie każde, bowiem drzewo stanie się np. pięknym meblem, ale może wypalić się, dając innym ciepło i światło... Ewentalnie może zgnić w oczekiwaniu na to, do czego nie jest przeznaczone... Podobnie bez względu na sprawność fizyczną, istotne jest tylko oddanie w realizacji swojego powołania.
Zwłaszcza dzięki osobom, które chcą być przy mnie mam poczucie, że niepełnosprawność jest tylko na tyle złem, na ile ogranicza w czynieniu dobra, a przecież jego źródłem jest Bóg, który działa poprzez nasze serce i umysł. Dlatego mogę ofiarować chociażby serdeczną Przyjaźń, w której można ubogacać się wspólnymi przeżyciami, a także tym, co stanowi nasze życie wewnętrzne.

Właśnie dobry dialog sprawia, że znajomość ma szansę nabrać głębszego i piękniejszego wymiaru. To nic, że list, czy też rozmowa może być tylko minioną chwilą odczuć, czy też uczuć, bo przecież wszystko, co dzieje się między ludźmi, jest tylko mgnieniem, które przemija... Jeśli jednak niczego nie ofiarujemy sobie, bo brakuje odwagi, bo może i czas i miejsce nie te..., to tak naprawdę nic nas nie będzie łączyło, bo nie da się stworzyć relacji tylko z jednej strony...
Gdy brakuje wyrażania tego, co jest w nas - naszych myśli, uczuć, pragnień, obaw, to nawet we dwoje jest się samotnym... Myślę, że prawdziwe spotkanie dwojga ludzi może nastąpić tylko w tym, co jest w nas głębokie. W tym też doświadczam Boga poprzez drugiego człowieka... To są chwile, gdy czuję się szczęśliwy, ale bywa i tak, że w Boga mogę tylko wierzyć, wbrew wszystkiemu...
Nie są mi obce odrzucenie, zranienie, rozczarowanie... Dlatego rozumiem tak dotknięte osoby, które piszą do mnie. Mi jednak udało się pogodzić z faktem, że aby odnaleźć odrobinę złota, trzeba przesiać mnóstwo piachu... Toteż ciągle nawiązuję nowe znajomości, które niejednokrotnie się kończą... Bywa jednak, że rozwijają się cenne Przyjaźnie:)
Może właśnie tak będzie z Tobą?
trafiłam tutaj przypadkiem, przeczytałam i bardzo wzruszyły mnie Twoje słowa.Masz dar, który jak widzę nie zaniedbujesz i dzięki Bogu!
Nie umiem się tak wysławiać, ale bardzo głęboko docierają do mnie Twoje słowa.a w szczególności
"aby odnaleźć odrobinę złota, trzeba przesiać mnóstwo piachu.."
Ja jestem na etapie utraty bliskiej mi osoby, może trafniej zawodu, wydawało mi się że to była drobinka złota i tak mi smutno, bo okazało się że był to piach.Nie pierwszy raz tak mam w życiu, ale w takich sytuacjach ogarnia mnie żal, rozważam, czy byłam ok i czuję wypalenie, wykorzystanie itp.Jak udaje Ci się pogodzić z tym faktem, jak to sobie tłumaczyć, "została" mi duża grupa dobrych ludzi, nie chcę ich wciągać w te układy, ale zawsze jest troska i refleksja nad zagubioną jedną owieczką. Napisz, proszę kilka energetycznych myśli , dzięki którym przestanę płakać.