Jest wiele życia dróg
którymi możemy pójść
lecz jedna z nich
przez Boga jest nam dana
a kierunek na niej
wyznaczają
nasze spotkania...
Jacek Ryng
Pomimo, iż poruszam się na wózku, moim pragnieniem było wyruszenie na opolską pielgrzymkę do Częstochowy. Przede wszystkim, dlatego, aby nie stać w miejscu - zwłaszcza na tej Drodze, po której Maryja prowadzi nas do Jezusa. Przez wiele lat wydawało mi się, że nie jest to realne, gdyż trudno mi było wierzyć, że znajdą się osoby, które chciałyby pchać mój wózek...
Od 1999 roku, sam Bóg przejął inicjatywę, albowiem nie mam wątpliwości, że to właśnie On zsyłał mi prosto z nieba ludzi, którzy chcieli mi pomagać.
Za pierwszym razem przedzwoniła Monika, pytając: "Jacek idziesz na pielgrzymkę"? Odpowiedziałem, że niestety, gdyż nie znalazłem nikogo, kto mógłby stale mi towarzyszyć...
Na to Monika zaproponowała: "Może, więc poszedłbyś ze mną"? Czy można było oprzeć się takiej propozycji?

Muszę przyznać, że podziwiam jej odwagę i wiarę w to, że znajdą się także inne osoby chętne do pomocy, bo przecież ta "kruszyna" nie byłaby w stanie dłużej pchać wózka.
Podobnie podczas następnych pielgrzymek, pojawiały się osoby, których już sama obecność, przy mnie, była znakiem Bożej opieki. Jestem przekonany, że Bóg daje nam siebie i okazuje nam swą Miłość, także poprzez drugiego człowieka.
W 2007roku moją główną Towarzyszką była Justyna, która wcześniej przelotnie spotykałem i nie miała praktycznie żadnego doświadczenia w opiece nade mną... Nie było to problemem, gdyż wiedziałem, że jeszcze się taka nie narodziła, która by sobie nie poradziła:), a ona szybko się uczyła i świetnie sobie radziła! Myślę, że najważniejsze było to, że po prostu chciała być ze mną, a pomaganie mi miało źródło w jej sercu.

Mam świadomość jak wielki jest to dar, bo przecież wielu osobom ciężko jest samemu przejść pielgrzymi szlak, a tu jeszcze przy mnie trzeba tak wiele podać, poprawić, pomóc...
Tym bardziej cenna jest pomoc w pchaniu wózka, wielu niejednokrotnie przypadkowych ludzi - zwłaszcza mężczyzn. Oni są nieodzowni, gdy np. idziemy leśnymi drogami. Szczególnie trudy jest piątkowy etap - między Zborowskim, a Wręczycą, gdzie spora część drogi to piaski... Koła "ryją się" w nich, więc nie jest łatwo przejechać wózkiem...

Przez pierwsze pielgrzymki rezygnowałem z tego etapu i pozostawałem u znajomych, lecz zawsze pozostawało poczucie, że najłatwiej wycofać się przed tym, co trudne..., a przecież Jezus wzywa, aby chodzić po jeziorze i by wypłynąć na głębię...
Dopiero kilka lat temu, z moim kolegą, odważyliśmy się przejść ten etap i okazało się, że jest to możliwe!
W następnym roku były osoby, które nie widziały sensu w tym abym mógł pokonać tę drogę. Uważali, że powinien przewieść mnie samochód.
Nie chciałem za wszelką cenę przechodzić tego etapu, bo miałem poczucie, że nie chodzi tu o moje chęci, lecz istotne było ofiarowanie się w tej pielgrzymce Maryi... Zastanawiałem się, czy może większym poświęceniem będzie, jeśli nie pójdę...?
Zgodziłem się, więc na przejazd i koleżanka poszła załatwiać samochód. A ja z Justyną udałem się na wieczorne nabożeństwo do Kościoła w Ciasnej. Za Ołtarzem na całej, nieco pochylonej, ścianie jest tam potężny, a zarazem niezwykle naturalny wizerunek Jezusa z rozpostartymi ramionami. Wręcz oczekuje On, aby rzucić się w niezgłębioną przestrzeń Jego Miłosierdzia; aby wszystko Mu powierzyć; aby Mu Zaufać... Jednak po ludzku było już przesądzone... Przewiozą mnie...

W głębi serca jednak czułem, że On chce abym poszedł... Bo przecież Pielgrzymka to nie spacer, lecz trud ofiarowany Bogu... I równie dobrze Pan Jezus mógł wycofać się z Drogi Krzyżowej, aby nie męczyć Cyrenyjczyka i aby nie narażać na problemy Św. Weroniki...
Piękny był śpiew w tym Kościele, słowa, nastrój... lecz we mnie były tylko wilgotne oczy i modlitwa, aby ponad wszystko była Jego Wola... A jeśli zawiodłem Go moją niewiarą, moją rezygnacją, to niech mi wybaczy... i niech ześle "Siłacza", który podejmie się pójścia ze mną... Później Justyna wyznała mi, że także ona modliła się w tej samej intencji...
Gdy wychodziłem z Justyną z Kościoła, zjeżdżaliśmy po małej pochylni na schodach i wówczas podszedł pomóc pewien chłopak... Gdy odchodził, zauważyłem, że wygląda na siłacza:) Wówczas podeszła koleżanka, od której dowiedziałem się, że nie udało się załatwić samochodu, ale jest jakiś plan, aby przewiózł mnie jakiś inny... Przerwałem tę rozmowę, bo widziałem, że odchodzi ten chłopak i poprosiłem Justynę, abyśmy pobiegli za nim...

Wiedziałem bowiem, że Bóg pomaga, ale nie wyręcza, więc nieco chaotycznie wytłumaczyłem mu i zapytałem, czy poszedłby ze mną? Zgodził się bez wahania...:) Trochę się zdziwiłem, czy on wie, o co chodzi? Zacząłem, więc tłumaczyć, że piachy... wózek... może być ciężko... Czy jest pewny...? Na to on - taki potężny chłop, powiedział, jak Anioł - takim niezwykle życzliwym głosem: "Jacku, Ciebie mielibyśmy zostawić...":) Wspomniał jeszcze o kolegach, którzy też pomogą.

Być może właśnie dlatego czasem Bóg daje nam problemy i trudne decyzje, aby bardziej zjednoczyć się z Nim i w ten sposób przejść do czegoś nowego, lepszego, cenniejszego - przez Niego nam przygotowanego...:)
I tak następnego dnia przeniosłem się z jednej z pierwszych grup pielgrzymkowych do ostatniej - z Ujazdu, gdzie był Łukasz i jego Drużyna:) Okazało się, że Łukasz jest "porządkowym", więc na drodze asfaltowej pilnował grupy, a mi pomagali dotychczasowi towarzysze. Jednak, gdy zaczął się las, z grupy wyskoczyło 3 sinych facetów, którzy wzięli się za wózek:) Później doszedł czwarty, który też chciał pomagać:) Pchali i ciągnęli oni wózek nie tylko siłą, lecz także świetną organizacją, tak że wręcz przefrunąłem ten etap!

Jeden z nich na postoju wyznał mi, że przez kilkanaście lat nie chodził na pielgrzymki, bardzo brakowało mu tego i teraz cieszy się, że może mi pomóc, bo w ten sposób ma szansę trochę nadrobić zaległości:) Także z pozostałymi nawiązałem cenne znajomości, a nawet miałem już okazję ich odwiedzić.

Myślę, że każda z tych osób, dawała wspaniałe świadectwo, iż prawdy głoszone przez Jezusa, we współczesnym świecie, nie pozostały tylko pustymi słowami, lecz są ludzie, którzy potrafią prawdziwie żyć Ewangelią.

Te wszystkie trudy pielgrzymowania wynagrodziło dojście do Jasnej Góry. Było To dla mnie ogromnym umocnieniem, gdyż dzięki temu udało mi się przełamać, kolejną barierę moich ograniczeń, które istnieją przede wszystkim w umyśle - wyobraźni, lękach, kompleksach... To właśnie one sprawiają, że tak wielu ludzi ogranicza się jedynie do biernej obserwacji życia - np. w TV, a przecież tak naprawdę żyjemy na tyle, na ile istniejmy dla innych osób.
Być może ten przykład sprawi, że ktoś zastanowi się, czy takiego czynienia dobra nie brakuje mi, aby moje życie nabrało większego sensu, wartości, a nawet radości?
A może wręcz, uświadomi sobie, że właśnie w ten sposób jego istnienie przestałoby być bezcelową wędrówką, w której jedynym drogowskazem jest czubek własnego nosa... Może nawet ktoś przypomni sobie o sąsiedzie na wózku i pomyśli, czy ja nie mógłbym pomagać jakiejś osobie niepełnosprawnej, podążać tą pielgrzymką, którą jest każdy dzień życia...?
Oczywiście łatwiej jest współczuć jakiemuś "inwalidzie" z telenoweli, niż w rzeczywistości chwycić za wózek i pomóc komuś np. wyjść do kościoła. Lecz tylko w takich sytuacjach, gdy dajemy siebie drugiemu człowiekowi, nasze życie staje się szczególnie cenne i bogate - zwłaszcza w oczach Boga.

Niejednokrotnie przeszkodą jest tutaj błędne przekonanie, iż tylko ktoś wyjątkowy może towarzyszyć osobie niepełnosprawnej. Moje doświadczenia jednak mówią, że w każdym człowieku kryje się pewien potencjał dobra, lecz tylko poprzez otwarcie się na innych ludzi, dobro to ma szansę rozwijać się w nas, a także może uczynić ten świat lepszym i piękniejszym.
Jestem przekonany, że właśnie w obliczu tego, co wydaje się przekraczać nasze możliwości, trzeba dać sobie szansę, aby móc wzrastać i rozwijać się; by, bardziej zjednoczyć się z Bogiem - w tym także z Jego wolą, która jest naszą najlepszą drogą pielgrzymki przez życie!
Jak tylko mrozy puszczą to zaczynaj smarować koła, o w Zborowskim czeka na Ciebie już nocleg!
Nowa strona piękna a my pozdrawiamy serdecznie!